Archiwum czerwiec 2009


cze 08 2009 Wariacja na temat
Komentarze: 0

   Tego czerwonego mercedesa zauważyłam już w chwili, kiedy parkował z pobliżu sklepu, w którym pracuję jako ekspedientka. Luksusowy samochód nie był niecodziennym widokiem w tej dzielnicy. Zamożne klientki sklepu pani Brown przyjeżdżały podobnymi, lub nawet lepszymi. Zwróciłam na niego uwagę chyba tylko dlatego, że w sklepie poza mną i bratem pani Brown, który tego dnia zajmował się na zapleczu księgowością nie było nikogo, więc z braku lepszego zajęcia obserwowałam to co dzieje się na ulicy. Pozwalały mi na to duże okna wystawowe. Jednak mężczyźnie, który wysiadł z samochodu przyjrzałam się dokładniej dopiero w chwili, w której zorientowałam się, że zmierza z kierunku drzwi wejściowych sklepu. Zdziwiły mnie nieco białe rękawiczki, które nosił. Kiedy wszedł do środka zauważyłam także, że na jednej z nich wyszyty jest perłowy ornament. Zaskoczył mnie fakt, że były to zdecydowanie rękawiczki damskie.

Kiedy mężczyzna wszedł do sklepu rozejrzał się. Odniosłam wrażenie, że czegoś szuka. Nie zorientowałam się nawet w którym momencie przyłożył mi do skroni lufę rewolweru i rozkazującym tonem nakazał opróżnić zawartość kasy wprost do trzymanego przez niego worka. Czułam się kompletnie oszołomiona, jednak rozpoznałam w nim Roberta Copplanda. Zbyt wiele mówiło się ostatnio o całej serii napadów i charakterystycznym dla tego złodzieja sposobie rabowania. Nie mieliśmy tego dnia wielu klientów, wiec Coppland nie był zadowolony z tego co zobaczył, gdy otworzyłam kasę. Zapytał, czy nie mamy z sklepie sejfu, lub czegoś podobnego, gdzie trzymamy większą gotówkę. Dotychczas spokojny i opanowany zaczął krzyczeć i miotać się, kiedy usłyszał moją przeczącą odpowiedź. Wówczas z zaplecza wybiegł brat pani Brown. Chyba od dłuższego czasu wiedział co się dzieje i czekał tylko na dogodny moment. Bez zastanowienia rzucił się na Copplanda. Zaczęli się szamotać, upadli na podłogę i w którymś momencie rewolwer wystrzelił. Nie wiedziałam który z nich jest ranny, lecz po chwili odsunęli się od siebie i Coppland począł dość nieporadnie wstawać i wycofywać się wciąż ściskając w dłoni broń, którą jednak nie mierzył w nikogo, lecz przyciskał do brzucha. Kiedy dotarł do drzwi błyskawicznie się odwrócił i wybiegł ze sklepu, jednak po chwili zawrócił. Byłam przekonana, że zechce zabrać pozostawiony na środku sklepu worek z pieniędzmi, jednak Coppland począł szukać czegoś pod drzwiami. Widziałam, że po chwili gorączkowego kręcenia się w kółko pochylił się i podniósł białą rękawiczkę, która najwyraźniej zsunęła mu się z dłoni podczas szarpaniny. Później już tylko lekko pochylony przeciął w poprzek ulicę, wsiadł do samochodu i szybko odjechał.

 

 

pocztowka : :
cze 06 2009 Widok na raj
Komentarze: 1

            Dziubki mieszkają na czwartym piętrze czteropiętrowego bloku po niewłaściwej stronie Wisły. Blok ma jedną klatkę, przed nią zmęczoną życiem ławkę, trzepak i trochę zielonego, w związku z czym wszyscy się znają. Na Dziubków zawsze się mówiło Dziubki, choć w rzeczywistości nazywają się Państwo Dziubek i mają to wygrawerowane na złotej tabliczce, która jest przykręcona do drzwi. Ktoś kiedyś mówił, że w języku polskim właściwie wszystko się odmienia. A Dziubki się nie odmieniają. Młode Dziubki mają po 12 lat i są bliźniakami. Mają też rude włosy, podobnie jak ich ojciec – pan Dziubek. Ze starymi Dziubkami był od zawsze problem, bo Dziubkowa wiecznie przesiaduje w oknie i nasłuchuje kto idzie, albo o czym rozmawia. Tak ma, że lubi ploty i nie ma na nią siły. A zna wszystkich, z całego osiedla. Bo tu jest sześć takich czteropiętrowych bloków, a w każdym z nich taka Dziubkowa. Jak się czasem w spożywczaku pani Lulakowej spotkają to dopiero jest bal, wszystkich w okolicy palą uszy. A stary Dziubek to jest dopiero historia. Jeśli rude jest wredne, to stary Dziubek całym swoim jestestwem stanowi potwierdzenie tej tezy. Poza tym wszystko wie lepiej, choć jeśli użyć przy nim słowa, którego nie rozumie, na przykład „antyteza” albo „irracjonalny” przestaje się wymądrzać i tylko mówi z politowaniem: „Oj, oj… Oj” i się uśmiecha. Też oczywiście z politowaniem. Widać że nic nie kapuje. Lubię czasem pogadać sobie ze starym Dziubkiem. O samochodach, albo o polityce. Generalnie Dziubek oba te tematy ma w małym palcu: „Fiaty są najlepsze, a za komuny żyło się lepiej i nikt mi nie powie, uch!”. Czasem mu mówię o tych fiatach i o tej komunie, i bywa że Dziubek już za drugim „Oj, oj…” robi się bordowy na gębie.

            Młode Dziubki są jak szarańcza i nie bardzo da się przed nimi ukryć, bo działają we dwóch, a przy tym zwykle z zaskoczenia. Mają trochę z matki: „Gdzie idziesz, dlaczego i po co?” i trochę z ojca: „A co ty tak chodzisz w takich podartych dżinsach, nie stać cię na nowe?”.

            Stara Dziubkowa pracowała w Społemiaku. Nawet chyba kierowniczką była. Całe życie od poniedziałku do piątku, punktualnie o 16:20 od przystanku autobusowego szła i dźwigała minimum dwie pękate siaty. Stąd wszyscy członkowie rodziny Dziubek, solidarnie byli grubasami ponad miarę.

            Dziubki się wiecznie żarli z Panuszkiewiczami spod trójki. Nie wiadomo było o co poszło, ale po pierwsze to było dawno, a po drugie Dziubkowa na Panuszkiewiczowej i Panuszkiewiczowa na Dziubkowej powiesiła tyle psów, że już nikomu się tego słuchać nie chciało. Choć trzeba przyznać, że Panuszkiewiczowa mniej wieszała psy.

 

pocztowka : :